Upadek,
to słowo dość często używane w środowisku piłkarskim w
ostatnich latach. Dlatego nie ukrywam, że pisanie
tego artykułu sprawia mi zdecydowanie mniej satysfakcji niż innych.
Wisła Kraków jako trzynastokrotny mistrz Polski jest topowym
zespołem współczesnych czasów ze względu na aż siedem tytułów,
które zdobyła w XXI wieku. Dzisiaj jest to klub, który nie wiadomo
nawet do końca na jakich zasadach funkcjonuje. Na szczęście można
rzecz, iż jest to dość odosobniony przypadek
ponieważ inne
kluby borykające się z podobnymi problemami, mają już
swoje lata świetności dawno za sobą, dlatego to mniej bulwersuje.
Ale Wisły to wcale spotkać nie musiało. Nie zmienił się ustrój
i resort pod który podlegała wcale nie przestał istnieć, klub nie
został także zdegradowany. Nie ma konkretnego „początku końca”.
W
kontekście wielu utalentowanych graczy z naszej ligi padało zawsze
jedno pytanie po danej rundzie czy sezonie. Idzie do Wisły czy za
granicę? Dzisiaj tego nie ma, bo taki piłkarz może wybrać Legię,
ale nikogo nie zdziwi jeśli jednak wyląduje w Poznaniu czy Gdańsku.
Legia finansowo odstaje od reszty ale tylko finansowo. Ówczesna
Wisła za
to zostawiała
prawie zawsze i prawie każdego konkurenta daleko w tyle.
Dzisiejszy
obraz Wisły przypomina powojenne Drezno. Nie chodzi nawet o finanse.
Zacznijmy od prostej rzeczy. Mianowicie razi mnie w jaki sposób klub
rozstaje się z piłkarzami. Prezes Gaszyński udał się do Poznania
w zasadzie tylko po to, aby poinformować Łukasza Gargułę,
kilkanaście minut po jednym z najlepszych meczów Wisły w tym roku,
że klub dziękuje mu za usługi. Były już rozgrywający Białej
Gwiazdy
i tak może mówić o szczęściu ponieważ zdarzyło się całkiem
niedawno, że
poinformowano zawodnika o rozstaniu wysyłając smsa.
Co
mają powiedzieć ci co zostali? No właśnie, czyli kto? Pierwsza
jedenastka nadal wygląda całkiem przyzwoicie. Z ławką rezerwowych
był za
to dramat,
ale teraz to chyba
już nawet
słownik wysiada. Kadra na 21 spotkań. Jak
dobrze pójdzie, to tylko na to będzie stać Wisłę. Jak
zapowiedział prezes „chodzi o dotrwanie do kolejnego okna
transferowego”. Profesjonalizmu w tym jest tak dużo, że
przedostał się on nawet
do
szatni gdzie mają miejsce inne
skandale. Mam na myśli kolejny wybryk Donalda Guerriera. Wywiad
udzielony jednaj z gazet w sowim kraju uderza w jego dobre imię,
imię klubu ale przede wszystkim w szatnię. Przedstawienie przez
zawodnika listy
czołowych klubów Bundesligi i kilku innych w kontekście swojego
transferu było żenujące. Zwłaszcza, że do klubu nie wpłynęło
ani pół oferty. Czemu to dowodzi? Że tak naprawdę panu piłkarzowi
Guerrierowi jest wszystko jedno gdzie będzie grał. A na pewno nie
ma zamiaru umierać za Wisłę. Zasadnym jednak jest tolerowanie
takiego zachowania. Wszak w klubie wrze od większych problemów.
A
kto za tą Wisłę chce umierać? Młodzi! Dla nich powinna kadra
pierwszego zespołu stać otworem! Zrobiło się tyle miejsca, że
nic tylko debiutować i zbierać szlify! Co zrobić żeby następni
Mackiewicze czy Gajosowie byli z Wisły? Pozwolić im odejść!
Eee...zaraz, moment. Jak to odejść? A no tak samo jak kiedyś
Mączyńskiemu i braciom Mak! Jak uzasadniono w klubie: ze względu
na „oszczędności kontraktowe”. Zapewne ci piłkarze i tak
zasłużą się klubowi gdyż redukcja wydatków na ich kontrakty
postawi klub na nogi. Nawet nie chce mi się wierzyć w to, że
piłkarze, którzy wiedzą doskonale, że zanim zadebiutują w
Ekstraklasie muszą jeszcze przystąpić do matury, zarabiają do
spółki więcej niż oferowano na nowym kontrakcie Semirowi
Stilicowi. A tak ani Stilicia ani perspektyw.
Wraz
z przebiciem przez Piast Gliwice ofert ze strony Wisły dla Patrika
Mraza skończyła się pewna epoka. Tego już za wiele.
O
co będzie walczyć Wisła? Najpierw o odrobienie ujemnego punktu, to
pewne. Jak to się uda, a powinno dość szybko mimo wszystko, to
rozpocznie się walka o jak największą ilość punktów. Dlaczego?
Wisła świeża to Wisła groźna.
Jesienią jest na co popatrzeć, a wiosną to już takie dogorywanie.
Jeśli więc Wisła chce walczyć o ósemkę, to musi o to zadbać
jesienią. Patrząc na dzisiejszy
obraz
drużyny,
to współczuję trenerowi Moskalowi. Nie dość, że nic nie wie i
nikt go o zdanie nie pyta, nie dość, że został na stanowisku z
oszczędności, to jeszcze postawiono przed nim tak ambitny cel jak
górna połowa tabeli.
Żarty
na bok. To może się wypalić!
Wszystko
zależy od
szatni. Nie raz tak było, że drużyny z problemami mieszały w
lidze. Przypomina mi się Górnik z czasów Nawałki. Jesienią
wspaniale, a
jak zespół
się
już utrzymał,
to
zaczynali
grać zgodnie ze
stanem klubowej kasy.
Ale to dopiero na wiosnę. Dlaczego? Bo Wisła jak już wspomniałem
ma dość silną jedenastkę. To na jesień i walkę w drużynami,
które na dodatek grać będą w pucharach może rzeczywiście
wystarczyć! Paradoks
goni paradoks.
Szkoda tylko, że pokazałoby
to znowu
główny
mankament naszej ligi. Mianowicie,
że wraz z linią końcową boiska zaczynają się parkiety
gabinetów, w których i tak wszystko może się zmienić.