Każdy z czterech meczów ćwierćfinałowych z czegoś zasłynął. Poziom piłkarski był na tyle wysoki, że kibice, który zdecydowali się poświęcić wtorkowe i środowe popołudnia na krajowe rozgrywki pucharowe zapewne się nie zawiedli. Bardzo dużo w ogólnym znaczeniu wniosły te ćwierćfinały. Jedni pokazali swoje wciąć idące w górę piłkarskie umiejętności, drudzy udowodnili, że ambicją w piłce można wiele zdziałać, a trzeci uświadomili Nas jak wiele dobrego do całego spektaklu znaczy kibic na stadionie.
GRYF 0:3 LEGIA
Zacznijmy od lidera T-Mobile Ekstraklasy. Mają zaliczkę i właściwie awans ale nie trzy bramki były tu najważniejsze lecz fakt niezlekceważenia rywala. Tacy piłkarze jak Nacho Novo czy Ismael Blanco zapewne nie przyjechali do Polski, by grać dla niecałego tysiąca widzów w jakimś małym mieście ale mimo to zaprezentowali się z bardzo dobrej strony i widać, że nie odpuścili tego meczu. Michał Żyro kontynuuje swoją dobrą dyspozycje (z Podbeskidziem wywalczył karnego). Tym razem strzelił dwa gole.
Gryf natomiast pojechał po bandzie. Gdyby nie zabrakło piłkarzom trzecioligowca zimnej krwi to zapewne strzeliliby choć jednego gola. Ambicje, wola walki czyli to co cechuje outsiderów w starciach z potęgami było na najwyższym możliwym poziomie. Dla kibiców to już sukces niewiele mniejszy niż fakt grania w ćwierćfinale. Kolejną nagrodą będzie wyjazd na Łazienkowską 3. Jeden z najpiękniejszych stadionów w Polsce, na którym Ci piłkarze zagrają prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz.
LECH 0:1 WISŁA
Bardzo dobre widowisko. Zaczęło się od pięknej oprawy, która uczciła 90-lecie istnienia Kolejorza. Była gwara poznańska, stroje stylizowane na lata siedemdziesiąte, owacje dla najstarszego, żyjącego Lechity - Stanisława Atlasińskiego, który symbolicznie rozpoczął to spotkanie. Miłym akcentem była publiczność, która licznie jak na obecne standardy z ul. Bułgarskiej stawiła się w liczbie 16 839. Jedyne co popsuło kapitalny spektakl to niewykorzystane dwie 200% sytuacje przez Lecha, a także fakt zdziesiątkowania piłkarzy Mariusza Rumaka. Boisko musieli z powodu urazów opuścić: Krivetsa i Tonev, a poobijani schodzili także Murawski, Rudnev i Kotorowski.
Największym zwycięstwem ekipy Probierza jest taktyka, a właściwie jej realizacja.Wiślacy wiedzieli, że Lecha nie mają czym straszyć gdyż Melikson i Genkov nie byli zdolni do gry, a Biton znacząco obniżył loty. Udało się jednak wykorzystać stały fragment gry wykonywany przez Łukasza Gargułę, a zakończony premierowym golem w barwach Białej Gwiazdy Gordana Bunozy. Szanse na awans Wisły urosły jednak ledwo kilka procent ponad przedmeczowe pół na pół co oznacza, że rewanż będzie niezwykle emocjonujący.
R.ZDZIESZOWICE. 1:4 RUCH CHORZÓW
Goście zawiedli. Nie grali znowu aż tak rezerwowym składem, żeby być przez ponad godzinę gry gorszym od drugoligowca. Dopiero w 74 minucie, Niebiescy przypomnieli sobie o piłce i bramkach, a także zauważyli związek między tymi dwoma rzeczami. Nawet styl strzelanych bramek (Malinowski, Grodzicki i dwie Janoszka) nie przekonał nikogo. Rywalizacja wydaje się być rozstrzygnięta lecz trzeba udowodnić w rewanżu, że mimo to piłkarze Fornalika nie zlekceważyli rywala.
Kilku piłkarzy Ruchu Zdzieszowice zaimponowało publiczności. Mowa przede wszystkim o strzelcu gola na 1:0 - Rolandzie Buchale lecz wyróżniali się mocno także Mateusz Bukowiec i Daniel Rychlewicz. Wiadomo kto był faworytem tego dwumeczu ale pierwsza połowa dawała kibicom nadzieje na kolejną sensacje. Tak się jednak nie stało i pewnie nie stanie. Może gdyby o awansie zadecydował jeden mecz, to mielibyśmy kolejnego kopciuszka w następnej rundzie? Myślę jednak, że Zdzieszowice przegrały nie umiejętnościami piłkarskimi, a jedynie motoryką.
ARKA 2:0 ŚLĄSK
Arka Gdynia wygrała całkowicie zasłużenie. Zobaczyliśmy drużynę pierwszoligową, która zdominowała wicelidera Ekstraklasy. Dobre ruchy transferowe tej zimy polegały w Arce na tym, że sprowadzono zawodników na wybrakowane pozycje, a ponadto stało się to na tyle wcześnie, że już w pierwszym oficjalnym meczu w 2012 roku Gdynianie mogą mieć pociechę z Piotra Tomasika, Wallace czy Charlesa Nwaogu. Jedyne co popsuło to wielkie święto jakim było przypomnienie o sobie Ekstraklasie były trybuny, które świecą pustkami ze względu na wielki protest Arkowców, którzy występują przeciwko działaniom zarządu. Jednocześnie deklarują poparcie dla piłkarzy i trenerów ale nie przychodzą ich wspierać, by nie dawać klubowi pieniędzy, które ich zdaniem władze marnotrawią. Nie ważne są jednak ze pozaboiskowe sprawy. Ważne, że hitowe spotkanie ze Śląskiem obejrzało jedynie 4,7 tys osób.
W Śląsku coś umarło i prędko nie powstanie. Doszło do publicznej krytyki piłkarzy ze strony Oresta Lenczyka i to odbiło się bardzo na psychice zawodników. W Gdyni zagrali po prostu fatalnie. Ich szanse na awans spadły znacząco. Mimo, że Lenczyk wymienił 10 zawodników względem ligowego meczu z Koroną, drużyna z Wrocławia i tak wydawała się silna. Ale tylko na papierze. Atakowali Arkę sporadycznie. Także sporadycznie radzili sobie z ofensywą Arki. Jak już to faulem - dwie żółte kartki Fojuta. Śląsk w ćwierćfinale? Mało prawdopodobne.
GRYF 0:3 LEGIA
Zacznijmy od lidera T-Mobile Ekstraklasy. Mają zaliczkę i właściwie awans ale nie trzy bramki były tu najważniejsze lecz fakt niezlekceważenia rywala. Tacy piłkarze jak Nacho Novo czy Ismael Blanco zapewne nie przyjechali do Polski, by grać dla niecałego tysiąca widzów w jakimś małym mieście ale mimo to zaprezentowali się z bardzo dobrej strony i widać, że nie odpuścili tego meczu. Michał Żyro kontynuuje swoją dobrą dyspozycje (z Podbeskidziem wywalczył karnego). Tym razem strzelił dwa gole.
Gryf natomiast pojechał po bandzie. Gdyby nie zabrakło piłkarzom trzecioligowca zimnej krwi to zapewne strzeliliby choć jednego gola. Ambicje, wola walki czyli to co cechuje outsiderów w starciach z potęgami było na najwyższym możliwym poziomie. Dla kibiców to już sukces niewiele mniejszy niż fakt grania w ćwierćfinale. Kolejną nagrodą będzie wyjazd na Łazienkowską 3. Jeden z najpiękniejszych stadionów w Polsce, na którym Ci piłkarze zagrają prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz.
LECH 0:1 WISŁA
Bardzo dobre widowisko. Zaczęło się od pięknej oprawy, która uczciła 90-lecie istnienia Kolejorza. Była gwara poznańska, stroje stylizowane na lata siedemdziesiąte, owacje dla najstarszego, żyjącego Lechity - Stanisława Atlasińskiego, który symbolicznie rozpoczął to spotkanie. Miłym akcentem była publiczność, która licznie jak na obecne standardy z ul. Bułgarskiej stawiła się w liczbie 16 839. Jedyne co popsuło kapitalny spektakl to niewykorzystane dwie 200% sytuacje przez Lecha, a także fakt zdziesiątkowania piłkarzy Mariusza Rumaka. Boisko musieli z powodu urazów opuścić: Krivetsa i Tonev, a poobijani schodzili także Murawski, Rudnev i Kotorowski.
Największym zwycięstwem ekipy Probierza jest taktyka, a właściwie jej realizacja.Wiślacy wiedzieli, że Lecha nie mają czym straszyć gdyż Melikson i Genkov nie byli zdolni do gry, a Biton znacząco obniżył loty. Udało się jednak wykorzystać stały fragment gry wykonywany przez Łukasza Gargułę, a zakończony premierowym golem w barwach Białej Gwiazdy Gordana Bunozy. Szanse na awans Wisły urosły jednak ledwo kilka procent ponad przedmeczowe pół na pół co oznacza, że rewanż będzie niezwykle emocjonujący.
R.ZDZIESZOWICE. 1:4 RUCH CHORZÓW
Goście zawiedli. Nie grali znowu aż tak rezerwowym składem, żeby być przez ponad godzinę gry gorszym od drugoligowca. Dopiero w 74 minucie, Niebiescy przypomnieli sobie o piłce i bramkach, a także zauważyli związek między tymi dwoma rzeczami. Nawet styl strzelanych bramek (Malinowski, Grodzicki i dwie Janoszka) nie przekonał nikogo. Rywalizacja wydaje się być rozstrzygnięta lecz trzeba udowodnić w rewanżu, że mimo to piłkarze Fornalika nie zlekceważyli rywala.
Kilku piłkarzy Ruchu Zdzieszowice zaimponowało publiczności. Mowa przede wszystkim o strzelcu gola na 1:0 - Rolandzie Buchale lecz wyróżniali się mocno także Mateusz Bukowiec i Daniel Rychlewicz. Wiadomo kto był faworytem tego dwumeczu ale pierwsza połowa dawała kibicom nadzieje na kolejną sensacje. Tak się jednak nie stało i pewnie nie stanie. Może gdyby o awansie zadecydował jeden mecz, to mielibyśmy kolejnego kopciuszka w następnej rundzie? Myślę jednak, że Zdzieszowice przegrały nie umiejętnościami piłkarskimi, a jedynie motoryką.
ARKA 2:0 ŚLĄSK
Arka Gdynia wygrała całkowicie zasłużenie. Zobaczyliśmy drużynę pierwszoligową, która zdominowała wicelidera Ekstraklasy. Dobre ruchy transferowe tej zimy polegały w Arce na tym, że sprowadzono zawodników na wybrakowane pozycje, a ponadto stało się to na tyle wcześnie, że już w pierwszym oficjalnym meczu w 2012 roku Gdynianie mogą mieć pociechę z Piotra Tomasika, Wallace czy Charlesa Nwaogu. Jedyne co popsuło to wielkie święto jakim było przypomnienie o sobie Ekstraklasie były trybuny, które świecą pustkami ze względu na wielki protest Arkowców, którzy występują przeciwko działaniom zarządu. Jednocześnie deklarują poparcie dla piłkarzy i trenerów ale nie przychodzą ich wspierać, by nie dawać klubowi pieniędzy, które ich zdaniem władze marnotrawią. Nie ważne są jednak ze pozaboiskowe sprawy. Ważne, że hitowe spotkanie ze Śląskiem obejrzało jedynie 4,7 tys osób.
W Śląsku coś umarło i prędko nie powstanie. Doszło do publicznej krytyki piłkarzy ze strony Oresta Lenczyka i to odbiło się bardzo na psychice zawodników. W Gdyni zagrali po prostu fatalnie. Ich szanse na awans spadły znacząco. Mimo, że Lenczyk wymienił 10 zawodników względem ligowego meczu z Koroną, drużyna z Wrocławia i tak wydawała się silna. Ale tylko na papierze. Atakowali Arkę sporadycznie. Także sporadycznie radzili sobie z ofensywą Arki. Jak już to faulem - dwie żółte kartki Fojuta. Śląsk w ćwierćfinale? Mało prawdopodobne.
0 komentarze:
Prześlij komentarz